Pasteryzowanie mięsa – czyli jak przygotowałam się na łódkę

Kiedy to czytacie ja prawdopodobnie opalam się na pokładzie jachtu na środku Jeziora Ryńskiego, przyrządzam drinki dla załogi w kambuzie lub zbieram drewno na ognisko, żeby przyrządzić kolację.

1074123_600515573304671_248798569_o 1072482_600515979971297_2132242788_o

A no właśnie. Kolację. Ale co na kolację w tzw. in the middle of nowhere kiedy się je bezlgutenowo i paleo? W moim i prawdopodobnie Waszym przypadku kulinarne planowanie wyprawy na wakacje ma duże znaczenie. Ja wiem, że jeziora, ryby, bogactwo czystych lasów… z doświadczenia jednak wiem, że o dobre mięso w takich miejscach bardzo trudno. Pakowane wędliny z dodatkami, albo papierowe kiełbasy o nikłej zawartości świni, które można kupić np w delikatesach w centrum Mikołajek to mój koszmar z ostatniej wyprawy. Tym razem postanowiłam się zaopatrzyć już w domu.

Na pierwszy ogień poszła kiełbasa. Dzięki niesamowitym znajomościom moich rodziców udało mi się zamówić sporą ilość wiejskiej kiełbasy z… dwoma dodatkami – solą i czosnkiem! Ostatnio zauważyłam, że mój wrażliwy żołądek źle reaguje na pieprz. Stąd to specjalne zamówienie. Taką kiełbasę zapakowano dla mnie próżniowo i czekała gotowa do podróży.

Jednak, żeby nie narazić się na kiełbasiany przesyt postanowiłam przygotować też „zwykłe” mięso. Ja wiem, że pasteryzowanie mięsa nie jest najlepszym sposobem obróbki termicznej (wielokrotne gotowanie) a ja na co dzień jem albo surowiznę, albo krwiste steki albo mięso długo gotowane w niskiej temperaturze. Jednak mając gdzieś z tyłu głowy, w pamięci, warunki panujące na łódce (no po prostu idealne do psucia nie tylko żywności ale nawet odzieży!) wolałam się zabezpieczyć.

Cytując Jakuba Kuronia:

Pierwsza pasteryzacja daje nam trwałość produktu do 1 miesiąca, przy konieczności przechowywania w temperaturze poniżej 10ºC, druga przedłuża nam trwałość do 6 miesięcy, nadal w niskich temperaturach, a trzecia 6 miesięcy nawet bez chłodzenia.

Mając na uwadze powyższe wskazówki i uwagi mamy, aby do mięsa przeznaczonego do pasteryzacji nie dodawać warzyw zabrałam się do roboty, której efekty możecie zobaczyć poniżej.

Składniki

Wersja drobiowa

  • ok 2 kg udek kurczaka bez kości (mogą być ze skórą)
  • 2 szklanki domowego bulionu
  • pęczek świeżego tymianku
  • sól
  • 1 łyżka oleju kokosowego

Wersja wieprzowa

  • 2 kg karczku
  • 2 szklanki domowego bulionu
  • 2 łyżeczki kuminu
  • 1 łyżeczka kozieradki
  • 1 łyżeczka słodkiej papryki wędzonej
  • 1/2 łyżeczki goździków
  • 1/4 łyżeczki imbiru
  • sól
  • 2 łyżki oleju kokosowego

Wersja cielęca

  • 1 kg gulaszu cielęcego
  • 1 szklanka domowego bulionu
  • 1 szklanka białego lub różowego, wytrawnego wina
  • kilka listków świeżej szałwii
  • mały pęczek świeżego tymianku
  • sól
  • 2 łyżki oliwy z oliwek

Wskazówki

  • Pierwsza pasteryzacja - 40 minut, druga i trzecia - 30 minut
  • 6 porcji wersji drobiowej, 6 porcji wersji wieprzowej, 3 porcje wersji cielęcej

Samo przygotowanie mięsa w wolnowarze jest banalnie proste. Po prostu wrzucamy wszystko do pojemnika (karczek wcześniej nacieramy mieszanką wskazanych przypraw), zalewamy bulionem (i tłuszczem, winem), ustawiamy w tryb low i zostawiamy na noc.

Gotowe mięso rozdrabniamy palcami lub widelcem (karczek wieprzowy) i nakładamy do słoików (moje miały 250 – 300 ml) i zalewamy sokiem, który powstał podczas gotowania.

Słoiki szczelnie zakręcamy, wkładamy do dużego garnka (dno dobrze wyłożyć ściereczką) zalewamy wodą (jeśli słoiki są gorące to gorącą, jeśli zimne – zimną) tak, by nie zalać zakrętek. Słoiki 250-300 ml gotujemy:

  • 1 pasteryzacja – 40 minut
  • 2 pasteryzacja – 30 minut
  • 3 pasteryzacja – 30 minut

Jeśli wszystko poszło OK gotowe słoiki powinny mieć wklęsłe przykrywki (czy raczej nie wybrzuszone).

weki

cielecinka