Eksperymentowania na sobie ciąg dalszy. Jakiś czas temu postanowiłam poszperać po półkach księgarni i zaopatrzyć się w jakieś książki o odżywianiu. Przypadkiem trafiłam na „Dieta Paleo” autorstwa Robb’a Wolf. O samej diecie (czy raczej sposobie odżywiania) już kiedyś wspominał mi znajomy ale wtedy nie byłam przekonana do „drastycznych” kroków.
Już po pierwszej zmianie jadłospisu i ograniczeniu węglowodanów poczułam się dużo lepiej niż przed moją osobistą rewolucją. Porzucenie chleba, makaronu itp. na rzecz owsianki w ograniczonych ilościach sprawiło, że miałam więcej energii niż wcześniej a waga i wymiary w końcu zaczęły spadać. I to drastycznie. Nie zapominajmy jednak o niekwestionowanej zasłudze regularnych treningów w tym przypadku :)
Tak czy inaczej po kilku miesiącach przyszedł czas na refleksję. Jestem co prawda lżejsza o 15 kg ale nie jest to koniec mojej drogi a kolejne sukcesy coraz trudniej mi osiągnąć. To, że zwracam większą uwagę na spożywane posiłki i reakcje mojego organizmu pozwoliło mi dojść do wniosku, że owsianka i nabiał jednak mi nie służą. W dodatku zbyt często łapię przeziębienia co skutkuje przerwami w treningach, co z kolei spowalnia postępy.
No ale wróćmy do wspomnianej we wstępie książki. Przeczytałam ją od deski do deski z trudem przedzierając się przez naukowe opisy i jakkolwiek jestem ostrożna w kwestiach różnych cudownych diet powiem szczerze, że ilość racjonalnych argumentów mnie przekonała. Postanowiłam spróbować i, jak sam autor zachęca, przetestować paleo przez miesiąc.
W związku z tym, przez cały ten czas będę się z Wami dzielić przepisami, przemyśleniami i wiedzą zdobytą podczas lektury książki i innych źródeł.
Póki co nie będę Was zalewać nadmiarem informacji. Zachęcam do zapoznania się z infografiką, którą pozwoliłam sobie przetłumaczyć specjalnie dla Was. Oryginał pochodzi ze strony Food oddity.