Jeślli jecie paleo od dłuższego czasu na pewno wiecie czego w tej diecie brakuje najbardziej. Nie – nie wapnia! Nie chleba!
CHRUPANIA
Kiedy Wasz jadłospis składa się głównie z mięsa, jaj, warzyw i owoców to możecie sobie schrupać co najwyżej smażony boczek albo skórkę pieczonego kurczaka. Albo marchewkę. Ale sami wiecie, że to nie to samo.
Ostatnio siedząc w pracy przypomniałam sobie ciastki, które kiedyś robiła moja teściowa (być może pchnęła mnie do tych wspomnień dieta którą obecnie stosuję i którą określam mianem #jemzupe). Pełne bakalii, tzw brzydkie ale dobre. Znikały w mgnieniu oka. Zabieraliśmy je też do pracy w ramach „zdrowej przekąski” gdzie znikały równie szybko.
Z wiadomych względów już nie poproszę teściowej o kultowy wypiek ale pobudzona tym wspomnieniem postanowiłam opracować swoje chrupiące ciasteczka bezglutenowe. I wpadłam w szale do kuchni. Zaczęłam niczym szalony alchemik mieszać składniki zostawiając po sobie pobojowisko w każdym kącie mojego laboratorium (biedny mąż ale dla ciastków posprząta wszystko). No i upiekłam, ledwo pozwoliłam im wystygnąć a następnie ugryzłszy, poczuwszy i usłyszawszy CHRUPNIĘCIE poczułam się jak w niebie i wykrzyczałam dużo słów na „K” jak w jakiejś wulgarnej ekstazie.
No i z tego wszystkiego nie zapisałam formuły mojego eksperymentu! Pokazałam Wam film potwierdzający chrupanie i spadła na mnie fala oburzenia „bez przepisu się nie liczy”, „nie masz litości!”, „żądamy przepisu”, „przepis albo w …”. No dobra, z tym ostatnim to trochę ubarwiłam, nikt mi nie groził. Musiałam jednak poczekać kilka dni, żeby spróbować dotrzeć do zakamarków mojej przeładowanej głowy i odtworzyć CIASTKI.
I oto są. One. W dodatku uwiecznione na moim nowym cudownym tle z litego drewna. Bierzcie i chrupcie!
Ciekawa jestem czy przeczytaliście ten wstęp i jeśli tak to czy w związku z tym jeszcze tu wrócicie ;)