Ostatnio ciężko mi jeść, w zeszłym tygodniu przeszła przez mój organizm burza zwana grypą żołądkową i zostawiła pozostałości w postaci bólu po każdym posiłku i lekkiego jadłowstrętu.
Kiedy jednak wczoraj przeglądałam świeże inspiracje na pinterest natknęłam się na brasilian fish stew i uznałam, że muszę spróbować. Akurat po ostatnim zleceniu foto zostało mi sporo krewetek, które z powodzeniem mogą zastąpić ryby. Stąd gulasz brazylijski z krewetkami. Aby był bardziej treściwy dodałam trochę dyni, która została mi z niedzielnej kolacji.
Za przygotowanie obiadu zabrałam się przed wyjściem do pracy więc czasu było naprawdę niewiele.
Zdjęcia miałam „strzelić” szybko w czasie przerwy na obiad ale okazało się to większym wyzwaniem. Po pierwsze słońce dziś nie rozpieszczało, to mało powiedziane. Było tak ciemno, że nie pomagało fotografowanie ze statywu, każde zdjęcie było ruszone więc zdecydowałam się na zdjęcia zdalne, z laptopa.
Ale nie będę dłużej zanudzać. Wyobraźcie sobie tylko jakie to uczucie wybierać między łapaniem przeważającego statyw aparatu a pociągniętego przez ten aparat (połączony kablem usb) laptopa. Wyobraźcie sobie też jakie to uczucie zorientować się, że w trajektorii lotu aparatu jest wielki fotel-pufa.
Na szczęście skończyło się tylko na prostowaniu pogiętego talerzyka i zmywaniu gulaszu z całej sceny. Zdjęcie udało się zrobić, tak czy inaczej!