Przepis, którym chcę się z Wami dziś podzielić pochodzi z książki, która w tym tygodniu ma swoją premierę w polskich księgarniach. Umiarkowana dieta paleo to przekład książki Leanne Ely wydany przez wydawnictwo Bukowy Las.
Otrzymałam ją od wydawnictwa w tym tygodniu i połknęłam w jeden wieczór. Trudno mi powiedzieć czy to dlatego, że część teoretyczna jest mi dobrze znana czy też ze względu na niesamowicie lekki język, którym posługuje się autorka. Muszę przyznać, że Leanne podeszła do tematu bardzo praktycznie dzieląc się z czytelnikami nie tylko zasadami paleo ale też trafnymi wskazówkami jak wprowadzić je do swojego codziennego życia.
Z książki tej dowiecie się więc nie tylko na czym polega paleo, dlaczego to nie tylko dieta, jakie sprzęty są najbardziej przydatne w paleo kuchni, jak i w co zaopatrzyć swoją spiżarnię a także m.in. jak modyfikować paleo jeśli zniechęcają nas zbyt mocne restrykcje.
W książce znajdziemy 125 przepisów (w tym całkiem sporo dla entuzjastów wolnowaru). Ogólnie daje się zauważyć, że są one dopasowane raczej do odbiorcy amerykańskiego ale da się je bez przeszkód wpisać w polskie realia. Co istotne są to przepisy proste do wykonania więc nie powinny sprawić problemu nawet tym, którzy stawiają pierwsze kroki w kuchni.
Podoba mi się to, że podejście autorki jest dalekie od konserwatyzmu, zgodnie z tytułem książki jej poglądy są umiarkowane. Porusza nie tylko tematy żywienia ale i traktuje to umiarkowane paleo jako sposób na życie. Kluczem do szczęścia jest tu znalezienie swojego indywidualnego modelu paleo – bo każdy z nas jest inny.
Proponuję więc proste rozwiązanie: dogmatyczne zalecenia typu: „Nigdy więcej chleba!” zamieniam na zdania w stylu: „Ponieważ chcę się czuć jak najlepiej i chronić tarczycę oraz ogólnie swoje zdrowie, postanawiam nie jeść chleba”. Rozumiem różnicę między jedzeniem dla zdrowia a jedzeniem dla przyjemności.
Książkę polecam przede wszystkim początkującym paleoistom (takiego określenia używa autorka) i tym, którzy nie do końca odnajdują się w nowych paleo realiach. Myślę, że można z czystym sumieniem potraktować ją jako prezent dla osoby, którą chcemy przekonać do zmiany nawyków żywieniowych.
Przeglądając przepisy w książce trafiłam na gulasz z wieprzowiny i batatów. Zwrócił moją uwagę jako idealna pozycja na dzień węglowodanowy. Musiałam go jednak dostosować do mojego prawie FODMAP i usunęłam z listy składników pieprz, czosnek i szalotki. Zostawiłam mango, które choć znajduje się na liście produktów mogących powodować dolegliwości w moim przypadku jest bezpieczne.
Gulasz wyszedł pyszny i wyjątkowo lekki dla układu pokarmowego. Zjadłabym zdecydowanie więcej, gdyby nie to, że K. pochłonął wszystkie pozostałe porcje ;)