Całe wieki nie jadłam takiego śniadania. Na twaróg (krowi) kusi się tylko K. Ja postanowiłam wykorzystać ser kozi, czyli taki, który mogę spokojnie jeść. Nie chciałam też robić typowego zestawienia – rzodkiewka i szczypiorek, chociaż ten drugi kusił zapachem :)
Efekt eksperymentu jest dziełem poniekąd wspólnym. Początkowo ser kozi miał być po prostu zmieszany ze startą rzodkiewką i posiekaną miętą ale chcąc przyspieszyć poranną krzątaninę poprosiłam K. o pomoc. Do głowy mi nie przyszło, że może pokroić rzodkiewkę w plasterki… co niweluje konsystencję smarowidła ;) No ale stało się więc pozbierawszy się z szoku zmiksowałam całość i dodałam kolejną porcję rzodkiewki. I tak wyszło pysznie :)