Mamy środek lata. Połowa wakacji minęła z prędkością światła, o czym z niezmienną od lat systematycznością i bez litości przypominają nam supermarkety, które niedługo po zakończeniu roku szkolnego rozpoczęły akcję Witaj szkoło!.
Sezon na lody rozpoczął się już dawno temu. W Internecie, za sprawą rozlicznych rankingów, zostało oficjalnie ustalone, gdzie można zjeść najlepsze lody w mieście. Po co zatem pisać o lodach w połowie sezonu? No cóż, ja potrzebowałam nieco więcej czasu, żeby zdecydować, co w tym roku będzie moim numerem jeden.
Od niepamiętnych czasów zawsze największą popularnością wśród moich znajomych cieszyły się legendarne lody ze Starowiślnej. Pamiętam, kiedy pierwszy raz zabrały mnie tam koleżanki i muszę przyznać, że tak dobrych lodów chyba nigdy wcześniej nie jadłam. Gdybym była o kilkanaście lat młodsza, to pewnie pokusiłabym się o stwierdzenie, że było to wręcz epickie doznanie (chociaż to określenie chyba już wyszło z mody… ). Nie miałam niestety okazji w tym roku ich przetestować, perspektywa stania w kilkudziesięciometrowej kolejce skutecznie mnie odstraszyła. Jednakże starowiślańskie lody, o ile utrzymały swoją jakość sprzed lat, są warte aby odstać swoje, nawet w upalny dzień.
Tak się jednak składa, że już po mojej pierwszej wizycie na Kazimierzu w sezonie lodowym A.D. 2014, wiedziałam gdzie będę często powracać w te wakacje. A jest to miejsce o zaledwie 5 minut oddalone od krakowskiej lodowej mekki. Znajduje się ono przy ulicy Warszauera przy Placu Nowym i nosi nazwę Pistacchio. W zasadzie na tej ulicy sąsiadują ze sobą dwie włoskie lodziarnie, obydwie godne polecenia.
Chciałabym jednak skupić się na małej lodziarni Pistacchio. Prowadzi ją uroczy, niebieskooki pan Włoch, o niesamowitej sile perswazji i rozbrajającym, południowym uśmiechu. Nawet jeżeli jesteście na diecie i znajdziecie się tu tylko dla towarzystwa, to wierzcie mi, nie wyjdziecie bez loda w ręce :) I dobrze, bo tutejsze lody i sorbety dostarczają co najmniej równie epickich doznań, co te ze Starowiślnej.
Smaki nieco bardziej egzotyczne i mniej tradycyjne, jak np. melon, ananas, cytryna, jogurt, mięta czy Ferrero Rocher, choć i tu można skosztować rodzimej borówki czy truskawki. Jednak najlepszy smak, jaki można dostać, to moim zdaniem pistacja – w końcu nazwa lokalu zobowiązuje:). Intensywny, odrobinę słony, mocno pistacjowy. Niestety szybko się kończy.
Lody robione są na bieżąco, są zatem zawsze świeże i dzięki temu smakują wyśmienicie. Takie podejście do jakości produktu zdecydowanie wyróżnia tę małą gelaterię na tle innych lodziarni.
To jest właśnie mój numer jeden na te wakacje. Mam nadzieję, że lokal utrzyma swój wysoki poziom i w przyszłe wakacje również będę go często odwiedzać.