Kamo to kolejna nowość na krakowskiej mapie kulinarnej (choć nie taka nowa nowość, bo otwarta wiosną tego roku). Powiem szczerze, że długo zbierałam się z wizytą (zniechęcana zdjęciami makaronów i ryżu na facebookowej stronie) aż pewnego dnia, po treningu, poczułam wielki głód mięsa i postanowiłam podjąć wyzwanie. Wyzwanie zestawu Azjatycki Grill XXL :)
No ale od początku. Wnętrze Baru jest … w sam raz dla mnie! Wystrój surowy, dużo bieli i drewna na ścianach (typo) graficzne cuda :) Z okna widok na zielony ogródek. Idealnie na spokojne, sobotnie popołudnie.
W pierwszej chwili usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku z grillem i zamówiliśmy największy zestaw ku lekkiemu przerażeniu obsługującej pani, która poinformowała nas, że zestaw składa się z 6-ciu talerzy mięsa i warzyw i to porcja raczej dla 4 osób. Stwierdziła też, że zostawi nas na chwilę , żebyśmy przemyśleli swoje zamówienie. Przenieśliśmy się w związku z tym do większego stolika… i ponownie zamówiliśmy zestaw XXL :)
Kiedy grill się już nagrzał dostaliśmy surowe, zamarynowane mięso (boczek, karkówka, polędwica wieprzowa, antrykot wołowy), owoce morza (kalmary i krewetki) oraz warzywa (paprykę, pieczarki, cebulę). Mięso przygotowane było idealnie, w cienkich kawałkach tak, że szybko się grillowały. Szczerze mówiąc z trudem nadążaliśmy z jedzeniem :) Co tu dużo pisać, to była prawdziwa uczta. W dwie osoby pochłonęliśmy kilogram mięsa i warzyw jednak ten posiłek, mimo swojej obfitości nie wywołał uczucia ciężkości i to właśnie doceniam najbardziej. Pysznie i zdrowo i z satysfakcją własnoręcznie zgrillowanego obiadu :).