Gdzie zjeść w Krakowie – Trufla

W Trufli byłam już wcześniej dwa razy i zawsze wychodziłam pełna pozytywnych odczuć. Dlatego kiedy zastanawialiśmy się w jakim miejscu uczcić urodziny K. wybór był dość prosty. Chcieliśmy czegoś smacznego, lekkiego i jedzonego w ładnym otoczeniu. I tym razem się nie zawiedliśmy. Ale zacznę może od końca, od wystroju.

To co mnie tu przyciągnęło i to co absolutnie uwielbiam to patio i ogródek Trufli. Starałam się zrobić zdjęcie, które najlepiej oddaje urok tego miejsca ale skutecznie uniemożliwiła mi to paskudna pogoda tego dnia. Szczerze mówiąc zarezerwowałam stolik w ogródku ale był tak mokro, zimno i wietrznie, że musieliśmy się schować wewnątrz restauracji. Bardzo żałowałam bo mimo, że wnętrze również jest przyjemne to ogródkowi nic, absolutnie nic nie dorówna :) W samym wnętrzu podoba mi się otwarta kuchnia. Można podejrzeć kucharzy uwijających się podczas przygotowania potraw.

Atmosfera w Trufli jest bardzo przyjemna, widać, że zespół jest zgrany i dobrze im się razem pracuje.

No ale wracając do jedzenia. Jako, że okazja była dość uroczysta postanowiliśmy odrobinę zaszaleć. Odrobinę bo oboje mamy dość ograniczoną pojemność żołądków więc… przystawkę i deser zamówiliśmy po jednej porcji. A oto nasze menu:

  • Talerz rozmaitości
  • Eskalopki cielęce z szynką parmeńską i szałwią
  • Duszone warzywa
  • Piersi z kaczki w sosie śliwkowo – pomarańczowym
  • Pieczone ziemniaczki
  • Sernik z ricotty
  • Czarna kawa

Menu restauracji jest kolejnym elementem „wystroju” potwierdzającym jej swobodny charakter. Ktoś się postarał i wypisał całą kartę odręcznie. Pismo odręczne ma swoje plusy i minusy jednak ja nie miałam problemów z odczytaniem pozycji i bardzo mi się podoba ten naturalny akcent.

Talerz rozmaitości, a właściwie jego zawartość, była bardzo smaczna choć wydaje mi się, że jego cena jest niewspółmiernie wysoka do obfitości. Nie uważam, że porcja powinna być większa, w końcu to przystawka, ale może niższa cena była by bardziej adekwatna?

Dania główne były pyszne. Ja jadłam eskalopki cielęce, moim zdaniem cielęcina, szałwia i szynka parmeńska to cudowne połączenie. Rozkoszowałam się i mięsem i dodatkiem, który wybrałam – duszonymi warzywami. Estetycznie podane, nie rozpadały się a w smaku przypominały ratatouille. Ogólnie jestem na tak, choć może użyłabym ciut mniej soli. To uwaga bardzo subiektywna, bo, jak twierdzi K, prawie w ogóle nie używam soli w kuchni.

Spytałam K. co sądzi o zamówionym przez siebie daniu. Otóż… moi drodzy odpowiedź brzmiała „dobra”. Po chwili dodał: „miękka i soczysta, spoko”. No to spoko ;) Choć dla mnie to połączenie jest nie do przyjęcia pod względem diety (kaczka, owoce, ziemniaki) to zapach unoszący się nad jego talerzem i widok duszonych śliwek w sosie pozwalają mi wierzyć, że kaczka z sosem śliwkowo – pomarańczowym była pyszna.

Sernik… wiem, że sernik nie jest paleo, ale zapewniam Was, ten jest warty grzechu. Słodki, ale bez przesady, rozpływający się w ustach idealnie pasuje do pysznej czarnej, włoskiej kawy.

Obsługa była bardzo miła, cierpliwie odpowiadała na wszystkie nasze… no dobra, moje pytania i błyskawicznie reagowała na puste talerze lub delikatne sygnały „chcemy coś jeszcze” ;)

Do Trufli wrócę jeszcze nie raz, ale będę polować na ładną pogodę, żeby bez przeszkód móc się zachwycać ogródkiem.