Jestem więcej niż rozmiarem czyli trudna sztuka samoakceptacji

To miał być szybki i skondensowany wpis. Coś na zasadzie aktualizacji mojej historii, którą opublikowałam ponad rok temu. Miałam zacząć zupełnie inaczej ale zawsze mobilizujecie mnie i inspirujecie mnie do poruszania pewnych tematów. I tym razem nie zawiedliście. A raczej jedna osoba nie zawiodła.

Wróciłam po ciężkim dniu w pracy, całodziennym gaszeniu pożarów i zmaganiem się z żołądkiem, który w stresie postanowił nie przyjmować żadnych pokarmów. I co zastałam? Komentarz na fanpage. Piękna M. postanowiła chyba sprowadzić mnie na ziemię (tylko skąd?) i napisała co następuje (pisownia oryginalna):

na tych treningach chyba sobie tylko zdj robisz i na fb siedzisz bo gruba jested

Nie będę udawać, w pierwszym momencie zabolało i to bardzo. Potem jednak pomyślałam sobie (muszę to aż wypunktować):

  • Dlaczego właściwie oceniasz moją osobę przez pryzmat mojego rozmiaru*?
  • Jak przykre musi być Twoje życie, że jedyne co widzisz i dostrzegasz to rozmiar?
  • Jak przykre musi być Twoje życie, że uważasz, że ciało służy tylko do wyglądania?
  • Jak bardzo ograniczone jest Twoje myślenie skoro uważasz, że trening służy jedynie odchudzaniu?

Może moje ciało nie jest idealne, może mi to odpowiada a może nie, ale to tylko i wyłącznie moja sprawa. Przeszłam długą drogę i idę dalej. Część już opisałam, część opiszę niżej i pewnie będę dopisywać jeszcze nie raz. Ale moje ciało nie służy do wyglądania i cieszenia Twojego oka M. Moje ciało to maszyna (dzięki Kasia za to porównanie). Jestem dumna z tego co potrafi i że trzyma się tak dobrze mimo tego co mu robiłam przez wiele lat.

Dla dodatkowej motywacji wrzucam niezawodną Rondę Rousey

A co robiłam?

W poprzednim wpisie wspominałam mgliście o złych myślach i wracaniu do tego od czego chciałam uciec. Tym czymś są zaburzenia odżywiania z którymi zmagam się od … właściwie odkąd pamiętam. Przeszłam już chyba wszystkie etapy od jedzenia kompulsywnego, przez głodzenie się, typowe objawy bulimii. Moje ciało pokrywają mniejsze i większe blizny bo tak bardzo siebie nie akceptowałam, że posuwałam się do samookaleczania. Serio, rozstępy przy tym to pikuś.

To wszystko skutecznie ukrywałam przez wiele lat. Przed wszystkimi. Mimo, że moja waga wahała się dość wyraźnie a ja wyglądałam jak chudszy i grubszy chomik z przekrwionymi oczami i poranionymi kostkami dłoni. Czasem tylko słyszałam, że chyba już wystarczy tego odchudzania. Czy to wszystko spotkało mnie bo napatrzyłam się na modelki w gazetach i na wybiegach? Nie, przyczyna zaburzeń odżywiania zawsze leży głębiej, za pozornie banalnym odchudzaniem kryją się prawdziwe dramaty ale ja tak głęboko w swoje życie wchodzić nie będę. Tak jak piszą mądrzy ludzie, takie osoby jak ja nie mogąc poradzić sobie z dramatami dążą do kontroli – w tym przypadku nad własnym ciałem.

Tylko, że ta kontrola słabnie i z czasem budzimy się z ręką w nocniku. Nasze ciało nie wytrzymuje i po kolei upośledzają się pewne funkcje organizmu. W moim przypadku najbardziej ucierpiał układ pokarmowy, układ hormonalny (ciągle zmagam się z zaburzeniami pracy nadnerczy) i kto wie ile jeszcze popsułam.

Psułam też później kiedy ataki stały się rzadsze a moje ciało korzystając z okazji postanowiło odbić sobie za te wszystkie lata – tyjąc. Okresowo wpadałam w panikę i traktowałam je kolejnymi dietami (co zresztą opisałam w poprzednim wpisie).

Paleo było dla mnie wybawieniem bo przerzuciłam się na produkty mocno odżywcze, stopniowo zaczęłam jeść coraz więcej tłuszczu (stopniowo, bo to trudny do pokonania lęk utrwalany przez autorytety). Odżywiłam swoje ciało, mózg zaczął pracować lepiej, ja stałam się spokojniejsza. Czytając coraz więcej i więcej o diecie zaczęłam zmieniać swoje podejście do jedzenia, przestało być karą i metodą kontroli a zaczęło być nagrodą i przyjemnością. Ataki prawie wyeliminowałam, pojawiały się jedynie w momentach totalnej bezsilności, kiedy nie byłam w stanie wziąć spraw w swoje ręce, bo coś nie zależało ode mnie.

Czy paleo rozwiązało wszystkie moje problemy?

Choćbym bardzo chciała to z przykrością muszę napisać, że nie. Początkowo kiedy ataki stały się naprawdę rzadkie chciałam napisać wpis o zbawiennym wpływie paleo na zaburzenia odżywiania. Jednak życie osób z problemami takimi jak moje jest dość przewrotne. Jako osoba dążąca do kontroli bardzo upodobałam sobie dietę eliminacyjną. Po początkowych delikatnych odstępstwach od diety szybko zaczęłam zawężać listę spożywanych produktów, coraz bardziej i bardziej. Najpierw paleo, potem low fodmap, potem w momentach kryzysowych zaczynałam myśleć o kolejnych ograniczeniach. Czy to było do końca złe? Niekoniecznie, moje jelita faktycznie potrzebowały troski i odpoczynku. Niektóre fodmapy praktycznie na stałe zniknęły z mojego jadłospisu (czosnek, cebula, kalafior) ale do pełnego protokołu nie mam zamiaru wracać. No i węglowodany – nowy wróg. Niby wiedziałam, że utrzymywanie podaży na poziomie 50-80 g nie jest bezpiecznie ale mimo jej zwiększania a może właśnie przez to ciągle odczuwałam lęk. No i dzienna kaloryczność (jak już wspominałam przy okazji ostatniego jadłospisu) oscylowała wokół 1500 kcal. Liczenie tego co jadłam raz pomagało mi odzyskać kontrolę a raz pchało w stronę paniki. Bo przecież wyszło za dużo, przecież wyszło za mało, wszystko stracone, nie umiem nawet dobrze jeść.

Na początku tego roku zaczęłam tyć. Nie wiem czy to nieregularne posiłki, zero odpoczynku (bo praca nad książką), cała góra stresu a może wszystko na raz połączone z kolejnym protestem organizmu? Zeszłam do 1200 kcal w dni bez treningu (no bo redukcja). Moja waga skakała o 5 kilogramów w dół (przed zawodami) i w górę. Pojechałam zrobić patent żeglarza i znów straciłam 5 kilogramów jedząc prawie nic. Wtedy się z tego cieszyłam ale ostatnio prześledziłam zapisy na karcie domowej tanity i odkryłam, że skutecznie traciłam … mięśnie.

Po powrocie zwróciłam się do Kamila, powiedziałam co chciałam (“chcę zejść jeszcze 7 kg”) dostałam po głowie, dowiedziałam się, że mam załamanie metaboliczne i czas zacząć jeść i robić rekompozycję zamiast redukcji.

I tak pracujemy. Jem więcej (ilościowo i więcej produktów, więcej węglowodanów, więcej białka i więcej tłuszczu – z naciskiem na węglowodany, jak w jadłospisie) i trenuję więcej. Nadal mam problem z akceptacją wagi (która ciągle skacze ale mniej i z lekką tendencją spadkową) jednak stosuję kilka metod pomiaru i to mnie motywuje. Od początku straciłam ok 5% tłuszczu (wg fałdomierza) i w sumie 25 cm w obwodach. Tanita twierdzi, że zyskałam 4kg mięśni ale znając jej kaprysy traktuję ten pomiar bardziej jako ciekawostkę i dodatkową motywację :)

Dlaczego o tym wszystkim piszę?

Dlaczego nie ograniczyłam się tylko do krótkiej relacji z aktualnych wyników?

Dlatego, że codziennie spotykam się tu i na facebooku z ludźmi, którzy borykają się z zaburzeniami odżywiania i brakiem akceptacji siebie i swojego ciała. I chciałabym, żeby to co napiszę dotarło przede wszystkim do tych osób bo być może zadziała jak ostrzeżenie, jakiś bodziec do zmian. Skoro ja nadal się zmagam ze skutkami autodestrukcji i chorobliwej kontroli to nikogo innego to nie ominie. I skoro czytając taki komentarz pięknej M., po krótkiej chwili umiem stłamsić zwątpienie poczuciem siły i własnej wartości to znaczy, że jest nadzieja i każdy może prędzej czy później osiągnąć ten stan. Droga jest długa a ja jeszcze nie jestem na końcu ale czuję się o niebo lepiej. Od dłuższego czasu nie mam ataków.

W zeszłym roku przeszłam terapię i choć nie była skoncentrowana na zaburzeniach odżywiania myślę, że dotarliśmy (razem z psychologiem) do podstawy moich problemów i już nie chcę się niszczyć, chcę tylko naprawiać.

Swoją drogą – czy obijam się na treningach? Odpowiedź można znaleźć od czasu do czasu na instagramie. Filmy kręcę z polecenia Kamila, dla kontroli techniki, na insta są tylko wyrywkowo :) 

*Swoją drogą mój rozmiar to 38 – jeśli ktoś ma z tym problem to jest mi z tego powodu szalenie wszystko jedno.

Na zdjęciu jestem ja, jeszcze z czasów kiedy cyfrówki nie były tak popularne a ja widziałam na nim zupełnie co innego niż teraz widzę.

Powyższy artykuł ma charakter edukacyjny i nie może być traktowany jako substytut fachowej wiedzy lekarskiej/specjalistycznej. Autorzy cookitlean.pl nie biorą odpowiedzialności za sposób wykorzystania zawartych w nim informacji przez czytelników.

Podziel się z innymi, udostępnij ten wpis!