Czasem w moim życiu i życiu otaczających mnie ludzi dzieją się rzeczy, które sprawiają, że ten blog to nie tylko miejsce w którym możecie znaleźć ładne zdjęcia i przepisy na smaczne dania (tudzież kultowe przepisy jak to brownie o niegasnącej popularności). Z jednej strony jestem wdzięczna tym wszystkim innym ludziom i sytuacjom ale z drugiej czasem są to doświadczenia, których wolelibyśmy jednak unikać.
Dziś będzie o jedzeniu, a jakże, na mieście. W wykonaniu bezglutenowców, bezlaktozowców innych osób z nietolerancjami, alergiami a może po prostu takich, którzy uznali, że powinni wykluczyć jakiś alergen ze swojej diety.
Moja dieta jest na tyle skomplikowana, że na co dzień unikam konfrontacji z restauratorami i przygotowuję swoje posiłki sama. W domu. Albo w pracy, bo mam to niesamowite szczęście, że w pracy mam również studio a w związku z tym posiadam przenośne kuchenki indukcyjne.
Czasem jednak jak każdy inny człowiek czerpiący przyjemność z życia mam ochotę na tzw. experience jedzenia na mieście. Nie, nie chodzi mi wyłącznie o to, żeby dobrze zjeść bo przecież jem dobrze w domu. Chodzi mi o to, żeby dobrze zjeść poza domem. Iść na spacer, usiąść przy stoliku w przyjemnym lokalu, być obsłużonym z życzliwością i zjeść coś dobrego (niekoniecznie dużo) bez konsekwencji zdrowotnych. Poza tym jako blogerka staram się polecić Wam – czytelnikom, w dużej mierze również doświadczonym przez los wymienionymi wyżej nietolerancjami czy alergiami – lokale, gdzie możecie doświadczyć tego co opisałam wyżej. I tu zaczynają się schody. Odkąd wiem gdzie leżą przyczyny mojego upośledzonego trawienia bywa, że szukam tego experience jak świętego Graala i często kończy się na jedzeniu w domu, na ładnym stoliku, na balkonie, bez spaceru.
Oczywiście pragnę zaznaczyć, że opisane przeze mnie doświadczenia nie są jedynymi i często spotykam na swojej drodze ludzi, którzy podchodzą do swojej pracy poważnie i troszczą się o mnie jako klienta. Doceniam bardzo i za każdym razem poza zwykłym dziękuję staram się to okazać również przy rozliczeniu ;)
Nie będę się tłumaczyć
Do diaska. Skoro pytam co mogę zjeść lub czy mogę coś zjeść z takich czy innych powodów to nie po to, żeby ktoś sprawdzał na ile serio mówię, tak? Jakkolwiek rozumiem pytanie o to czy reaguję na śladowe ilości i mogę spożywać jedynie produkty certyfikowane tak czasami mam wrażenie, że obsługujący mnie ludzie trochę się zapominają. Zadawanie klientowi pytań w stylu czy “naprawdę ma Pani nietolerancję”, “serio jest Pani uczulona” albo “a to nie jest czasem tylko taka moda z tym glutenem?” jest zdecydowanie nie na miejscu. Drodzy przedstawiciele gastronomii – gratuluję biznesowego podejścia! NIE. Nie obchodzi mnie to ile osób nie cierpiąc na celiakię, nieceliakalną nietolerancję glutenu czy jakąkolwiek inną nietolerancję (chociaż jakoś innych, np nietolerancji nabiału, dziwnym trafem nikt się nie czepia) przychodzi do Was i zadaje te same pytania. Nie widzę powodu dla którego ja czy ktokolwiek inny powinien się bać czy wstydzić zamawiać dania dla siebie bezpieczne. Zresztą czy to nie jest tak, że każdy ma prawo wyeliminować alergeny ze swojej diety tak jak ma prawo np nie spożywać produktów odzwierzęcych? Nie macie ochoty podawać dań bez glutenu, nabiału, mięsa… po prostu tego nie róbcie i uczciwie i kulturalnie poinformujcie, że nie spełniacie oczekiwań klienta. Bez zbędnych komentarzy.
Już nie wiem jak pytać
Oczywiście rozumiem, że restauratorzy ani kelnerzy nie muszą być ekspertami ds dietetyki ale na litość … żyjemy w czasach kiedy świadomość żywieniowa wzrasta bardzo szybko. Gluten stał się bohaterem mediów, niezależnie od zabarwienia emocjonalnego (zły, dobry, niesłusznie demonizowany, szkodliwy etc…) po prostu jest o nim głośno. Nieznajomość podstawowych alergenów przez pracownika gastronomii powinna moim zdaniem skłonić go do przemyśleń czy aby na pewno dobrze przemyślał sobie swoją karierę. Rozumiem, że wiele osób jest w branży przejściowo ale przecież nie rozmawiamy tutaj o fanaberiach a o czymś zdrowiu i samopoczuciu. Oczywiście cały ten wpis jest poświęcony prawdziwej gastronomii a nie oszustach trzepiących kasę na podrabianym jedzeniu. Jedząc np w popularnych w Krakowie budach czynnych 24h na dobę sam sprowadzasz na siebie zły los niezależnie od stopnia wrażliwości układu pokarmowego.
Ale do rzeczy. Przez ten cały czas testuję różne sposoby opisywania czego unikam:
- Nie toleruję glutenu i laktozy.
- Czy to danie zawiera mąkę i nabiał?
- Czy to danie zawiera pszenicę?
- Czy mają Państwo jakieś dania bez glutenu i laktozy?
- Jestem na diecie bez glutenu i laktozy, czy mogę zamówić to danie?
Itp. itd.
I wiecie co? Wciąż znajdują się ludzie dla których nawet najprostszy opis okazuje się niezrozumiały. A czasem nawet podają mi dania, które wyglądają podejrzanie i po dopytaniu okazuje się, że zawierają szkodliwe dla mnie składniki.
- “Bo pani pytała czy w zupie jest mąka a to są kluski”
- “Ale w tym pasztecie nie ma mąki tylko bułka”
Tajemnica szefa kuchni? Ktoś tu łamie prawo…
Jak już pisałam wcześniej – nie rozumiem jak kelner czy kucharz mogą nie wiedzieć co podają swoim klientom. Czasami jednak przedstawiciele gastronomii idą o krok dalej i po prostu nie chcą (albo im się nie chce) udzielać informacji na temat składu podawanych potraw. Ja osobiście spotkałam się jedynie z rzuconym na odczepnego “nie wiem” ale zagotowało się we mnie kiedy Kasia opowiedziała mi jak na pytanie o to jaki jest skład dania i czy zawiera jakieś alergeny w jednej z Krakowskich restauracji serwującej Sushi usłyszała …
…uwaga…
TAJEMNICA SZEFA KUCHNI!
Serio? Drodzy gastronomiczni. Macie OBOWIĄZEK informować o alergenach zawartych w oferowanych przez Was potrawach. Przyznam, że sama nie byłam świadoma swoich praw jako wrażliwca i uznawałam tabele z alergenami umieszczone w menu niektórych restauracji za piękny gest ale okazuje się, że ich właściciele po prostu przestrzegają prawa zgodnie z rozporządzeniem UE z dnia 25 października 2011. Od 13 grudnia 2014 roku lokale gastronomiczne są zobowiązane informować o składzie i alergenach zawartych w serwowanych daniach.
Cytuję rozdz. IV sekcję 1 Art 9:
Zgodnie z art. 10–35 i z zastrzeżeniem określonych w niniejszym rozdziale wyjątków obowiązkowe jest podanie następujących danych szczegółowych:
(..)
b) wykaz składników;
c) wszelkie składniki lub substancje pomocnicze w przetwórstwie wymienione w załączniku II lub uzyskane z substancji lub produktów wymienionych w załączniku II, powodujące alergie lub reakcje nietolerancji, użyte przy wytworzeniu lub przygotowywaniu żywności i nadal obecne w produkcie gotowym, nawet jeżeli ich forma uległa zmianie;
Oraz art. 13:
…obowiązkowe informacje na temat żywności muszą być umieszczone w widocznym miejscu w taki sposób, aby były dobrze widoczne, wyraźnie czytelne oraz, w stosownych przypadkach, nieusuwalne. Nie mogą być w żaden sposób ukryte, zasłonięte, pomniejszone ani przerwane jakimikolwiek innymi nadrukami, ilustracjami czy innym materiałem.
Za niestosowanie się do zasad określonych w cytowanym rozporządzeniu grozi kara finansowa w wysokości do trzydziestokrotnego średniego wynagrodzenia za rok poprzedzający w danym kraju (w 2015 roku to wynagrodzenie to 4121 zł co daje kwotę aż do 123 630 zł).
Więc umówmy się, wszystkie lokale powinny zgodnie z prawem udostępniać informację bezpośrednio klientowi. Jako konsument mogę przymknąć oko na ten brak jeśli obsługa udziela mi wyczerpującej informacji w odpowiedzi na moje pytanie. Ale jeśli ktoś nie chce odpowiedzieć i zasłania się tajemnicą szefa kuchni to to już jest świństwo.
Oczywiście nie życzę nikomu obciążenia taką karą bo zdaję sobie sprawę z kosztów prowadzenia działalności gastronomicznej. Chciałabym jednak, żeby nam wrażliwcom żyło się lepiej. Żebyśmy nie musieli za każdym razem zastanawiać się jak spytać o alergeny żeby nie wyjść na rozwydrzonych klientów i żeby obsługa nas zrozumiała. Wystarczy przecież przy tworzeniu menu przeanalizować składniki i wypisać alergeny. Taka tabela w menu, którą widuję w niektórych restauracjach naprawdę załatwi sprawę. Zresztą jak już pisałam stworzenie jej jest obowiązkiem właściciela każdego lokalu gastronomicznego.
Jeśli nawet nie dotrę do właścicieli bezpośrednio to mam nadzieję, że ludzie tacy jak ja przestaną się w końcu wstydzić wiedząc, że mają prawo wymagać informacji o alergenach a obsługa ma obowiązek ją dostarczyć.
Źródła:
- http://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/TXT/HTML/?uri=CELEX:32011R1169&from=EN
- http://prawowgastronomii.pl/obowiazek-informacji-o-alergenach/