Odkąd pamiętam otaczało mnie dużo zieleni. Osiedle, w którym mieszkałam z rodzicami i rodzeństwem miało spore tereny zielone, którymi wszyscy mieszkańcy opiekowali się z dużą starannością. Począwszy od wysypywania torfu zaraz po zakończeniu budowy osiedla, przez sianie trawy, sadzenie roślin ozdobnych a na dyżurach przy koszeniu trawnika (a było to nie lada wyzwanie bo tereny zielone były strome) skończywszy. Tereny zielone składały się z przydomowych ogródków, które każdy obsadzał wg własnych upodobań (moja mama miała agrest, porzeczki, truskawki i kilka warzyw sezonowych), „górek” porośniętych trawą i głównie iglakami a także otoczonej drzewami polanki, którą nazywaliśmy „boiskiem” (plany boiskowe były bogate ale faktycznie stanęły tam tylko dwie bramki do nogi i huśtawka). To bogactwo zieleni sprawiało, że w dzieciństwie całe dnie spędzaliśmy poza domem. Bogactwo roślin jadalnych z kolei sprawiało, że ściągnięcie dzieci do domów graniczyło z cudem. W końcu najadaliśmy się orzechami, mirabelkami i winogronami sąsiada.
No ale ja nie o tym. To przyzwyczajenie do zieleni sprawiło, że kiedy wyprowadziłam się od rodziców poczułam się po prostu źle. Przytłoczona betonowym blokowiskiem z budynkami o 10 piętrach i widokiem na wielką dziurę w ziemi zaczęłam tęsknić do roślinnego bogactwa. Dlatego właśnie co roku, na wiosnę, buduję sobie swoją namiastkę ogrodu na balkonie.
Zauważyłam, że balkon cieszy się wśród Was sporym zainteresowaniem więc postanowiłam w skrócie opisać jak powstawał (a raczej powstaje bo podejrzewam, że to jeszcze nie koniec) i czym się kieruję wybierając rośliny.
Siatka
Niedługo po przeprowadzce zamontowałam w mieszkaniu siatkę. Piszę w mieszkaniu a nie na balkonie bo w całym mieszkaniu mamy okna na całą wysokość ścian. To efektywnie sprawia, że w lecie mieszkamy w przerośniętym balkonie. W balkonie na piątym piętrze. A mamy koty – całkiem spore i ruchliwe stado. Osiatkowanie wszystkich okien było oczywistością. Przy okazji chronimy mieszkanie przed wszędobylskimi gołębiami.
Siatkę kupiliśmy i zamontowaliśmy sami. Jest to plastikowa siatka przeciw kretom, którą można kupić na metry w większych marketach budowlanych. Aby ją zamontować zrobiliśmy otwory w suficie i ścianach, wkręciliśmy haczyki i naciągnęliśmy na nie linkę, na którą wcześniej naciągnęliśmy siatkę. Do barierki przymocowaliśmy ją drucikami.
Umeblowanie
Wyposażenie mojego balkonu zbierałam stopniowo. Na początku stanął na nim po prostu metalowy regał z ikea w towarzystwie fotela. Taka konfiguracja była OK do pisania pracy magisterskiej (bardzo przyjemnie siedziało się z książką/laptopem w towarzystwie roślinności) jednak bardzo szybko okazało się, że regał jest za mały, większość roślin stoi na podłodze i zostaje naprawdę niewiele miejsca na fotel i rowery (nie mam piwnicy). Poza tym brakowało mi miejsca do jedzenia posiłków w ciepłe dni. Z balkonu zniknął fotel a jego miejsce zajął składany stolik i składane krzesła (najtańsza opcja z ikea). Było już przyjemniej ale wciąż brakowało miejsca na rośliny.
Tym razem nie chciałam kupować drogiego regału, który ciężko mi będzie przetransportować. Chciałam też mieć możliwość zmiany układu mojego mebla. Postawiłam więc na skrzynki na warzywa. Jak je zdobyć? Wystarczy udać się na najbliższy targ i znaleźć życzliwego sprzedawcę, który zechce odsprzedać swoje skrzynki za kaucję. Kaucje mogą być różne. Ja trafiłam na 3 i 5 zł za sztukę. Mam też szczęście do wyjątkowo życzliwych pań, które nie tylko odsprzedają ale też pozwalają mi wybrać co ładniejsze sztuki ;)
Początkowo moje skrzynki były koloru naturalnego (brudne drewno) ale w tym roku postanowiłam powiększyć trochę optycznie balkon i wtopić skrzynki w tło. Dlatego pomalowałam je białą farbą akrylową. Skrzynki poukładałam tak, żeby układ był ciekawy i dostosowany do rozmiarów roślin. Jedną skrzynkę celowo obróciłam do ściany – tam chowam zapasową ziemię i inne materiały.
Koszt metalowego regału – 129 zł. Koszt regału ze skrzynek – 45 zł :)
Tym sposobem „obsadziłam” dwie przeciwległe ściany balkonu (jedna z nich to właściwie okno ale jak pisałam, okien u mnie dostatek więc zasłonięcie jednego z nich roślinami to nie grzech).
Doniczki
Moim zdaniem nie ma nic gorszego niż plastikowe doniczki balkonowe, unikam ich jak ognia. Zresztą doniczki staram się dopasować kolorystycznie do otoczenia. Na moim balkonie można znaleźć głównie ciemne, gliniane donice (do zdobycia w marketach budowlanych). Nie są przesadnie drogie (do 10 zł za sztukę), pozwalają roślinie oddychać i z czasem nabierają klimatu (zacieki, zabrudzenia). Raz zaszalałam i kupiłam dużą glinianą donicę z otworami po bokach. Dzięki temu zakupowi co roku mam zagwozdkę co wsadzić do tych dziurek, żeby podczas podlewania nie zalać połowy balkonu.
Na barierkach powiesiłam metalowe donice z ikea. Prezentują się świetnie ale nie są do końca dopasowane do moich barierek (uchwyty są zaokrąglone a barierki prostokątne) no i w cieplejsze dni mocno się nagrzewają więc trzeba pilnować nawadniania roślin.
Rośliny
Na moim balkonie sadzę głównie zioła, których najczęściej używam w kuchni:
- bazylia – najchętniej ta o twardych listkach
- rozmaryn
- liść laurowy
- lubczyk (choć ostatnio musiałam z niego zrezygnować – już dwa razy przyniosłam w nim mszyce i przędziorki)
- mięta (do deserów i mojito ;))
- szałwia
- tymianek
- lawenda
Uzależniłam się też od hodowania pomidorów (małe radości!) a przez mój balkon przewinęły się w przeszłości truskawki i ogórki.
W tym roku dałam się też namówić mamie na posadzenie roślin ozdobnych. I tak do skrzynek trafiły:
- bratek
- jaskier (mój ulubiony)
- heliotrop
- bakopa
- diaskia
- i (chyba) złocienie
Jeśli jesteście z Krakowa i szukacie dobrego źródła sadzonek polecam ogród państwa Krajewskich z Woli Justowskiej (prawie na końcu Królowej Jadwigi). Moja mama i siostra kupują tam rośliny co roku i jeszcze ani raz się nie zawiodły :)
Zapomniałabym! Co sezon na balkonie obowiązkowo musi się znaleźć trawa dla kotów.
Ozdoby
Tu trochę poszalałam w tym roku. Choć właściwie jedynym nowym zakupem jest zielona lampa słoneczna. Większość dodatków wyniosłam z mieszkania :) Chcąc zbudować klimat postawiłam na dużo źródeł światła. Stąd kilka lampionów (na świeczki i na baterie), lampki na energię słoneczną powieszone na siatce i lampka podłogowa. Nie mogę się doczekać ciepłych letnich wieczorów!
Poza światłem na balkonie pojawiła się też figurka Stefana i drewniane litery czyli ozdoby, które ciężko rozbić. Muszę w końcu pamiętać o kotach – na balkonie są wyjątkowo aktywne wysokościowo.
Do zrobienia
Właściwie niewiele zostało do dodania. Są dwie rzeczy, które mnie drażnią i na które póki co nie mam pomysłu. Pierwsza to rura. Gruba, szara, ordynarna rura. Przydałoby się ją zasłonić – tylko czym? Rośliny już tam nie wstawię, bo brakuje miejsca. Muszę też wykombinować jakiś klosz do lampki podłogowej z odzysku. Oryginalnie była to papierowa gwiazda, która uległa zniszczeniu. W sumie i tak zajmowała zbyt dużo miejsca. Macie jakieś pomysły na proste w wykonaniu i ładne klosze? Zapomniałabym też o wspomnianej już wcześniej donicy. Szukam jakiś niewielkich, nie rozrastających się mocno roślinek do wypełnienia otworów.
To tyle (póki co). Poznaliście już mój balkon, moją namiastkę zieleni, którą mam nadzieję w bliższej niż dalszej przyszłości zastąpię ogrodem z prawdziwego zdarzenia. Mam nadzieję, że zainspirowałam Was do zagospodarowania własnych, wypoczynkowych metrów kwadratowych zielenią :)