Tym wpisem zaczynam serię luźnych wpisów około-kulinarnych. Będą to migawki z różnych dni, wyjazdów (wkrótce jeden bardzo ciekawy) i wydarzeń, które w jakiś sposób ocierają się o kulinarną tematykę.
Dzisiaj niedziela. Zwykle ten dzień w moim wydaniu jest wyjątkowo leniwy. Budzę się około południa. Jem leniwe śniadanie i potem spędzam pół dnia na pinterest i facebooku albo oglądając głupie seriale i leżąc na kanapie z kocimi podgrzewaczami. Czasami jednak niedziele są takie jak dzisiaj. Pełne wrażeń!
Dziś wstałam wyjątkowo wcześnie.. o ósmej. Miałam w głowie przepis na śniadanie i chciałam od razu uwiecznić efekty. Efektów Wam nie pokażę póki co ale macie niepowtarzalną okazję zobaczyć mojego pomocnika w akcji. Jednego z pomocników. Właściwie to chyba miał do mnie żal, że nic mu nie zostawiłam ;)
Po śniadaniu i zdjęciach szybko zebrałam się na na targ staroci pod Halę Targową. Dopiero kiedy wyjechałam z garażu w moim bloku zorientowałam się, że mocno pada deszcz. Trochę mnie to zniechęciło, właściwie to spodziewałam się, że plac pod Halą będzie pusty, ale nie poddałam się. Faktycznie było mniej sprzedawców niż zwykle ale na złe mi to nie wyszło. Okazało się, że ci, którzy byli marzyli o jak najszybszym powrocie do ciepłego domu więc łatwo było osiągnąć korzystne ceny! Do domu wróciłam obładowana pięknymi przedmiotami.
Oprócz zakupów z targu staroci przywiozłam też całkiem spore zapasy jedzenia (w tym zielone szparagi) i … róże. OK mogę być strong-business-woman ale kwiaty kocham jak każda inna, delikatna kobieta ;) Po rozpakowaniu wszystkiego zabrałam się za szukanie inspiracji obiadowych i przepisów, z których mogłabym skorzystać przy eksperymentach z paleo bułką do burgera.
Pierwsze bułkowe podejście skończyło się totalną klęską. Ciasto nie wyrosło a wypiekiem można by nabić komuś guza. Za to obiad był wyśmienity! Na ten przepis musicie jednak trochę poczekać.
Najedzona szparagami i niezrażona klęską z pestek dyni postanowiłam podjąć jeszcze jedną próbę. Przecież na kolację obiecałam K. burgery! Poszperałam jeszcze wśród przepisów i znalazłam jeden z wykorzystaniem miąższu dyni. Krótki przegląd zapasów ujawnił obecność dyni piżmowej sztuk jeden więc zabrałam się do pracy. Chociaż bez ofiar się nie obyło (ucięty palec – to cała ja w kuchni) to odniosłam sukces. Bułki wykonane, burgery zjedzone. Obu przepisów spodziewajcie się niedługo na blogu!
A jak minęły Wasze niedziele?