Weekend zawsze kojarzy mi się z czymś dobrym. Dobra pogoda (chociaż dobrze wiemy, że w naszej polskiej rzeczywistości zwłaszcza ona lubi płatać figle), dobry humor, dobry sen i… „coś dobrego”. Tym razem to „coś dobrego” w moim przypadku oznaczało zmiksowany rosół, wołowe białko czekoladowe zmiksowane z mlekiem kokosowym albo herbatka szałwiowa – pozbywanie się zębów mądrości jest wyjątkowo bolesne. Jednak, żeby weekendowej tradycji stało się za dość, lub choćby dlatego, że naszła mnie ochota na upichcenie czegoś słodkiego, postanowiłam upiec ciasto dla kogoś. Takim dobrym kimś zawsze jest mąż (to znaczy K.). Padło na ciasto z gruszkami. Z temperamentem. To znaczy z pieprzem :)
Ciastem poczęstowałam też rodziców. Mama znów porównała mój wypiek do bezglutenowego deseru, który miała okazję zjeść w pewnym lokalu w centrum Krakowa: „takie ciasta przyjęliby z otwartymi rękami!”.
Mam nadzieję, że recenzja mamy wystarczająco zachęca Was do wypróbowania deseru!