Podczas nawiedzających Kraków w lipcu i sierpniu tego roku upałów często nie miałam ochoty na jedzenie. Może nawet robiłam się głodna ale przyjmowanie stałych, czy po prostu gotowanych potraw było ostatnią czynnością, na którą miałam wtedy ochotę. Albo mimo porannego burczenia w brzuchu miałam prawdziwy śniadaniowstręt. Bywało i tak, że po prostu od rana byłam tak zajęta, że na przygotowanie pełnoprawnego posiłku nie starczało mi czasu.
Pewnego sobotniego, upalnego poranka postanowiłam zrobić eksperyment. Odpaliłam sokowirówkę, zrobiłam sok buraczano-marchewkowy, dodałam resztę składników, zmiksowałam, rozlałam efekt eksperymentu do szklanek i… rozpłynęłam się w kremowej konsystencji i niebanalnym smaku! Co więcej uczucie sytości po tym koktailu utrzymało się przez kolejne trzy godziny. Jak na płynny posiłek całkiem nieźle, prawda?
Koniecznie wypróbujcie!