Przez długi czas unikałam pieczenia na mące migdałowej chcąc zachować poprawność polityczną – no bo jak, migdały poddawać obróbce termicznej? Od jakiegoś czasu jednak próbowałam przygotować galette (tzw tartę rustykalną) w różnych konfiguracjach (mąka kasztanowa, mąka kokosowa…) i uznałam, że ciasto przygotowane na bazie mąki migdałowej jest najlepsze. Serio, w związku z tym nie mam zamiaru się tym zadręczać i podzielę się z Wami moim przepisem. Powtórzę tylko, żeby tradycji stało się za dość – desery jemy od święta a więc i od święta możemy sobie zapiec migdały.
Naprawdę nic takiego się nie stanie jeśli od czasu do czasu zjemy kawałek tarty migdałowej, nie padniemy od utlenionych nienasyconych kwasów tłuszczowych.
Moja galette jest naprawdę warta polecenia. To idealny jesienny deser (zaraz po mojej ulubionej surowej tarcie z dynią, albo szarlotce mojej mamy, która znalazła się w książce). Pierwszą wersję przygotowałam na spontaniczne spotkanie rodzinne, zniknęła momentalnie i nawet mój tata (tradycjonalista uznający tylko ciasta drożdżowe) zjadł swój kawałek ze smakiem. Za drugim razem postawiłam sobie poprzeczkę wyżej i spróbowałam wersji bez jaj. Wyszła równie dobrze!
Korzystajcie z jesieni, kupujcie śliwki póki są i pieczcie swoje galette ze śliwkami!