Nie mam pojęcia dlaczego do tej pory nie wpadłam na to, żeby zrobić zupę z kasztanów. Z mąką kasztanową szaleję bez ograniczeń (pamiętacie pierogi?) a tak proste rozwiązanie z wykorzystaniem kasztanów całości było pod ręką. Pierwszy raz zupa z kasztanów jadalnych objawiła mi się podczas ostatniego Najedzeni Fest, gdzie znalazła się w menu restauracji Corse. Tak bardzo mi posmakowała, że kiedy natknęłam się na kasztany podczas ostatnich zakupów nie wahałam się ani chwili. Kupiłam prawie kilogram.
Moja zupa nie wyszła dokładnie tak jak ta serwowana przez Corse ale prawie udało mi się odtworzyć smak. Zupa jest gęsta, mam wrażenie, że mąka kasztanowa mogłaby się dobrze sprawdzać jako zagęszczacz do sosów. Tak czy inaczej przypomina mi trochę grochówkę. Grochówkę ze słodkim posmakiem. Idealnie nadaje się na potreningowy obiad.
I właśnie, moją zupę zjadłam po treningu, już w pracy. Zdjęcia też robiłam w pracy. Jak się okazuje czasem lenistwo popłaca, bo dzięki temu, że po ostatniej sesji foto nie zabrałam jeszcze moich fotograficznych blatów miałam na czym sfotografować kasztanowy krem!
Zupę polecam kasztanowym smakoszom. Jak tylko natkniecie się na jadalne kasztany w sklepie czy warzywniaku przypomnijcie sobie o moim przepisie :)