Piszę do Was dzisiaj jako stuprocentowa KATARzyna. Długo opierałam się podążającym za mną zarazkom mimo iż wszystkich dookoła rozkładało. Popijałam roztwór witaminy C, pilnowałam jedzenia i suplementów. Szło dobrze aż do tego poniedziałku kiedy to rano poczułam nieprzyjemne łaskotanie w gardle. To były one. Zatoki. Znowu atakowały!
Bardzo mi to nie na rękę ale cóż zrobić. Nie poddam się! Atakuję dziada czym się da, naturalnie – naturalnie! No i staram się trochę rozgrzać w ten przedwczesny ziąb (w poniedziałek w Krakowie padał śnieg…) a w takim wypadku nic nie działa lepiej niż ciepły rosół lub aromatyczna zupa. Na przykład zupa z pieczonej papryki, którą mam przyjemność zaprezentować Wam dziś. O tam, poniżej ↓