Ostatnio na blogu pojawił się przepis na zupę chrzanową. Wielu z Was napisało wtedy, że będzie to dobra alternatywa dla żurku. A niby czemu nie zrobić żurku? Przecież to nie może być trudne. Co jak co, ale na kiszeniu paleowcy się znają, nieprawdaż?
Akurat tak się składało, że miałam resztkę mąki kasztanowej, którą siostra przywiozła mi z Włoch. W niedzielę nastawiłam więc zakwas i pojechałam oddać się ostatniemu w tym roku białemu szaleństwu. Potem o zakwasie zapomniałam i przypomniałam sobie 3 dni później. Nie nastawiałam się jeszcze na sukces, bo mama zapowiadała mi 5 dni kiszenia. Okazało się jednak, że roztwór był kwaśny. Idealnie!
Swój przepis na żur miałam oprzeć na zupie z kasztanów jadalnych jednak jak na złość świeże kasztany są obecnie niedostępne a kupowanie gotowanych to dla mnie mocna rozrzutność. Postanowiłam więc wykorzystać przepis na żurek staropolski. To był strzał w dziesiątkę. Jeśli mnie pamięć nie zawodzi to taki paleo żurek smakuje jak u mamy. Tak więc moi drodzy, nie musicie się wyrzekać tradycyjnych smaków Wielkanocy :) Marsz do eko-sklepu po małą paczkę mąki i nastawiajcie zakwas. Do świąt zdążycie spokojnie.