Pomysł na ten przepis powstał pewnego wieczoru, kiedy to wróciłam do domu po ciężkim dniu z zamiarem zjedzenia prostej kolacji i leżenia do góry brzuchem. Oczywiście nie udało się spełnić tych założeń bo oto zachciało mi się „chińszczyzny”! W związku z tym, że spożycie chińszczyzny z każdego znanego mi lokalu powoduje u mnie totalną katastrofę zdrowotną od dawna robię ją sobie sama. Sama „produkcja” kolacji nie zajęła dużo czasu jednak koncepcja, planowanie, zdjęcia etc… zeszło oczywiście do 22 :) Ale było pyszne! Pyszne i pikantne. Nie mówcie, że nie ostrzegałam.
A. O makaronach zastosowanych w przepisie jak zawsze poczytacie tutaj: Konnyak i kelp