Miesiąc BLW – wskazówki i moje wrażenia

Czym jest BLW?

Tutaj pozwolę sobie zacytować Wikipedię, bo tamtejsza definicja jest całkiem przystępna:

Baby-led weaning albo BLW to metoda wprowadzania stałego pokarmu do diety niemowlęcia dotychczas karmionego wyłącznie mlekiem. Metoda ta polega na pozwalaniu dziecku na samodzielne sięganie po jedzenie oraz pozostawia mu decyzję o tym ile i co zje. Dziecku podaje się kilka rodzajów pokarmów i zachęca do wyboru spośród nich.

Dlaczego BLW?

Zamysł BLW pierwszy raz poznałam na szkoleniu z żywienia dzieci organizowanym przez Barbell Kitchen.  To co mnie najbardziej przekonało to teoria wg której dzieci instynktownie wybierają te pokarmy, które zaspokoją ich zapotrzebowanie na mikroelementy.

Niedowiarków może przekonać badanie przeprowadzone przez dr Clarę M. Davis w latach 30 dwudziestego wieku na niemowlętach w wieku 6-11 miesięcy (przebieg i wyniki badania znajdziecie tutaj Results of the self-selection diets by young children, warto poczytać bo jest szalenie ciekawe).

Niemowlętom dostarczono produkty spożywcze różnego rodzaju (przyrządzone tak aby dało się je spożyć) i pozostawiono im wolność wyboru spożywanych pokarmów. Badanie wykazało, że w ciągu 6 miesięcy wszystkie dzieci objęte badaniem uzupełniły swoje braki i poprawiły stan zdrowia.

Przekonało mnie również to, że stosując BLW uczymy dziecko zdrowego podejścia do jedzenia. Wspólne posiłki i brak presji uczą zdrowych nawyków i zmniejszają ryzyko wystąpienia zaburzeń odżywiania w późniejszym wieku.

Oboje z K. jesteśmy też nastawieni na wspieranie samodzielności naszego dziecka. Chcielibyśmy też żeby w przyszłości nie bało się nowych smaków i po prostu żywiło się zdrowo i świadomie. Dlatego teraz uczymy ją różnych, naturalnych smaków, faktur i konsystencji podając produkty w naturalnej postaci.

Co więcej Alicja od pierwszych dni była karmiona piersią na żądanie. BLW to tylko kontynuacja tego podejścia.

Jak to wygląda w praktyce?

Mała od piątego miesiąca była mocno zainteresowana tym co działo się na stole. Dzięki specjalnemu siedzisku dla noworodków (pozycja podobna do fotelika samochodowego) towarzyszyła nam w każdym posiłku (o ile akurat nie spała).

Chcieliśmy poczekać do magicznego 6 miesiąca aż jej układ pokarmowy będzie gotowy do trawienia stałych pokarmów. Wcześniej jednak dawaliśmy się jej pobawić jedzeniem (np całym jabłkiem albo papryką).

Odkąd skończyła 6 miesięcy sadzaliśmy ją przy stole na kolanach. W ten sposób zaczęła swoją przygodę z jedzeniem.

Szybko jednak zaczęło nam to przeszkadzać. Mi było niewygodnie, mała nie dostawała do stołu i strasznie bałaganiłyśmy. To co dla mnie było największym problemem to to, że nie widziałam jak sobie radzi. Używałam lusterka do makijażu ale to z kolei Alkę rozpraszało. Wyciągnęliśmy więc czekający na odpowiedni moment zestaw do karmienia i sprawdziliśmy, czy usadzona siedzi stabilnie (jeszcze nie siada sama). Na szczęście test przeszła pomyślnie i zaczęła jadać już na swoim krzesełku.

Teraz wciąż towarzyszy nam w każdym posiłku jednak już je samodzielnie.

Mogłabym w sumie w punktach wypisać etapy jakie towarzyszyły nam przez ten miesiąc:

  1. Na początku oczywiście więcej jedzenia lądowało w kieszeni śliniaczka, na krzesełku i podłodze.
  2. Potem zaczęły trafiać do buzi ale były odruchowo wypychane (Tak, dzieci mają odruch który chroni je przed zadławieniem. Zaczyna zanikać właśnie w okolicy 6 miesiąca).
  3. Następnym etapem było przepychanie pokarmów wgłąb jamy ustnej – głównie jednak kończyło się to odruchem wymiotnym, no chyba, że jadła coś co rozdrobniła do tego stopnia, że nie poczuła że przełyka ;) Zaczęła się też okazjonalnie krztusić (o tym za chwilę).
  4. Na dwa tygodnie przed ukończeniem 7 miesięcy Alka zaczęła świadomie przełykać i rozdrabniać pokarm dziąsłami i językiem. Zaczęła świadomie zjadać coraz większe ilości pokarmu. Zauważyliśmy to też po kupach, które z wodnistych stały się miękkie ale zwarte. Zaczęła też lepiej trawić bo zniknęły rozpoznawalne kawałki jedzenia, które obserwowaliśmy dotychczas.

Co nam dało BLW?

Trudno o tym mówić już teraz bo to taka trochę inwestycja na przyszłość. To co zauważyliśmy teraz to faktyczna radość z posiłków. My mamy luz, zostawiamy dziecko samo (no chyba, że trzeba jej coś podać albo akurat uwiecznić kolejne postępy) i jemy sobie swoje porcje.

Poprawiła się też jej sprawność manualna. Umie sobie sama chwycić nawet śliskie kawałki, przełożyć między dłońmi albo przytrzymać jedną żeby nie wyskakiwały z drugiej. To przekłada się też na zabawę i rozpracowywanie domowych sprzętów (czekamy tylko aż odpali jeden czy drugi odkurzacz).

Co z tym dławieniem/krztuszeniem?

Zacznę może od tego, że moje dziecko musiało sobie radzić z krztuszeniem od pierwszych dni życia. Dla wielu kobiet karmienie piersią to wyzwanie. Mnie to nie ominęło i choć z zewnątrz wygląda to sielankowo to mi się trafiło wyzwanie w postaci szybkiego wypływu pokarmu.

Alka zaliczyła też jedno zaniesienie się więc mam za sobą szybką akcję ratunkową (jak się okazuje przy zaniesieniu nie jest to konieczne) i telefon pod 112. Dzięki temu zapisałam się na kurs pierwszej pomocy dzieciom.

To wszystko trochę mnie uodporniło jednak wciąż się stresowałam przy każdym kęsie na początku. Aż do momentu kiedy na początku podałam małej ćwiartkę surowego jabłka, wzięła ciut za duży kawałek i próbowała się go pozbyć przy połykaniu. To brzmi strasznie, wiem, ale kiedy wsadziłam jej palec do buzi okazało się, że wcale się nie dławi tylko się przestraszyła i nie wyszedł jej odruch wymiotny. Potem nabrałam dystansu ale na wszelki wypadek jabłko podaję jej trochę zmiękczone na parze.

Generalnie to jest tak, że wielu z nas myli dławienie z krztuszeniem i odruchem wymiotnym. Jak coś się zaczyna dziać po prostu robię się bardziej czujna i kontroluję sytuację. Dziecko sobie poradzi (i radzi, jak widać). A w razie czego mam z tyłu głowy instrukcje z kursu. Właściwie to uważam, że każdy rodzic powinien taki kurs przejść, nawet jeśli nie planuje rozszerzać diety metodą BLW.

Jedno ze śniadań, a w ręce gofr

Wskazówki dla początkujących (albo tych jeszcze przed):

  • BLW to uzupełnienie, nie podstawa żywienia

    Dla niektórych to może oczywiste ale warto o tym wspominać za każdym razem. Nasze dzieci nie mają z dnia na dzień zarzucić mleka i przestawić się na warzywa i owoce. Warto to też tłumaczyć dziadkom, wujkom itp – dziecko nie musi się najadać. Najada się mlekiem a pokarmy stałe to dodatek. Z mojej perspektywy to super podejście, bo mamy czas żeby na spokojnie, naturalnie rozszerzyć dziecku dietę. Bez ciśnienia i zmuszania. Z czasem samo zacznie się przestawiać i ograniczać posiłki mleczne na rzecz stałych.

  • Po pierwsze uzbrójcie się w cierpliwość.

    Zauważyłam, że im bardziej nam zależało na tym, żeby Alicji dobrze poszło tym mniej była zainteresowana jedzeniem. Tak samo gorzej jej idzie kiedy w pobliżu są dziadkowie powtarzający, żeby brała jedzenie do buzi, grzecznie jadła i nie wypluwała (niesamowite było to, że wystarczyło że babcia np wyszła z jadalni do toalety a Alka już zaczynała wcinać ;)). Po prostu wyluzujcie, przygotujcie dziecku jedzenie i bądźcie pasywnymi obserwatorami a jednocześnie wzorem do naśladowania.

  • No właśnie – bądźcie wzorem.

    Wcześniej czytałam, że BLW jest okazją do poprawienia diety całej rodziny. U nas nie było zbyt wiele zmian, ograniczyliśmy jednak sól i jemy dużo, dużo więcej warzyw. W zasadzie jemy to co Alicja, często na stole mamy półmisek z warzywami (bez soli) i półmisek z mięsem. Ta wzorowość nie dotyczy tylko zawartości talerza ale i atmosfery przy posiłku. Posiłki to okazja do rodzinnej interakcji, rozmowy są OK ale wszelkie rozpraszacze typu telewizor, komórka czy nawet automatyczny odkurzacz (;)) są niewskazane.

  • Odpowiednie przygotowanie to klucz.

    Z podstaw BLW – pierwsze posiłki powinny się składać z produktów przygotowanych tak aby łatwo je było chwycić i zjeść. Owoce i warzywa np powinny być pokrojone w słupki i na tyle miękkie aby dziecko było w stanie je rozdrobnić w buzi ale, żeby nie rozpadały się w ręce. Co dziwne ta zasada nie dotyczy awokado, z którym Alka radzi sobie świetnie mimo, że dojrzałe można rozmazywać po stoliku. Natomiast zbyt miękko uparowane jabłka w ogóle nie lądują w buzi.

    Słupki powinny być takiej wielkości aby mieściły się w pięści dziecka i wystawały tak by dziecko mogło „odgryźć” kawałek. Dłuższe są OK, mniejsze nie, choć z czasem dziecko zaczyna ogarniać i dojada nawet resztki po sobie.

  • Wielkość porcji ma znaczenie.

    Zauważyłam, że jeśli nakładam Alicji za dużo kawałków tego samego warzywa czy porcji potrawy to ona traci rozeznanie w tym co ma na talerzu. Lepiej wykładać pojedyncze porcje i dokładać kiedy dziecko zjada, zrzuca lub unicestwia ;)

  • Brak rozpraszaczy wokół dziecka

    Wcześniej pisałam o sprzętach ale okazuje się, że zastawa i stół również może rozpraszać. Kolorowy talerzyk, wzorzysta cerata na stole a nawet śliniaczek mogą rozpraszać uwagę dziecka.

  • Dziecko powinno być wyspane i najedzone (mlekiem)

    Czytałam wcześniej, że do posiłków z pokarmami stałymi dziecko nie powinno siadać głodne bo zamiast poznawać nowe pokarmy i czerpać radość z jedzenia będzie sfrustrowane. Sama doszłam natomiast do tego, że dotyczy to również snu. Niewyspane dziecko ma słabszą koncentrację i motorykę więc jeśli powinno się zdrzemnąć lepiej żeby ominęło posiłek.

Z jakimi wyzwaniami można się zetknąć?

  • Bałagan

    O tym pisali wszyscy. I to się zdecydowanie zgadza. Cóż, nie ma rady, trzeba zacisnąć zęby i wykazać się cierpliwością w sprzątaniu, myciu i praniu. Wszystko dookoła dziecka będzie w jedzeniu. Plus jest taki, że z czasem więcej zacznie lądować w żołądku niż na podłodze.

  • Masa resztek

    Generalnie w BLW lepiej przygotować więcej i trzymać w pogotowiu gdyby dziecko zjadło i miało ochotę na więcej. Niestety oznacza to czasem sporo odpadków po posiłku. Dla niektórych to nie jest problem, wyrzucają i już. Mnie to jakoś drażni więc po prostu zgarniam ze stolika Alki, wrzucam do pudełka i przygotowuję sobie z resztek kolejny posiłek. Np omlet z warzywami, albo risotto.

  • Brak wsparcia otoczenia

    Niestety, BLW dla niektórych jest mocno rewolucyjne i trudne do ogarnięcia. No bo jak to takie małe dziecko które dopiero co zaczyna się poruszać o własnych siłach i nie mówi ma jeść samo? I jak to rękami? A w ogóle to przecież ono nic nie zje!

    U mnie również nie było różowo. Długo spierałam się z moją mamą, miałam kryzysy bo sama czułam się pod presją ale byłam stanowcza. Do tej pory zwracam uwagę jeśli słyszę, że Ala jest poganiana albo zachęcana do „jeszcze jednego kawałeczka”. Powoli jednak rodzina zaczyna się przekonywać do pomysłu BLW a mała już jest stawiana za wzór, bo tak ładnie je warzywa.

    To po prostu trzeba przetrwać, tłumaczyć do upadłego, trwać przy swoim. Wierzcie mi, opłaci się!

  • Brudne ubranka

    Śliniaki śliniakami ale czasem trudno przewidzieć którędy taki banan dostanie się do rękawa albo za kołnierz. Mnie to skutecznie wyleczyło z kupowania ubranek droższych niż 10 zł/szt ;)
    Te ze zdjęcia robią się za małe i trochę je spisałam na straty a trochę testuję odplamiacz.

Co podawać na początku? Co podajemy Ali?

Być może podeszłam do tematu trochę asekuracyjnie ale zaczęliśmy od rzeczy miękkich i chwytnych. Pozwolę sobie znowu wypunktować:

  • warzywa korzeniowe i bulwy ugotowane na parze (marchew, pietruszka, burak, seler, batat…)
  • brokuły i kalafior (też gotowane na parze, różyczki powinny mieć długie łodygi które łatwo chwycić)
  • paprykę – jako kontynuację wcześniejszej zabawy, kroję w cienkie paski, gotuję na parze (czasem piekę w piekarniku) i obieram ze skóry – nie sądziłam, że można aż tak lubić paprykę
  • bakłażana i cukinię – bez zaskoczenia, gotowane na parze ale ze skórą, pokrojone w słupki
  • awokado (uwielbia je!)
  • owoce lokalne – gruszki i jabłka (czasami z cynamonem)
  • owoce importowane – banany, mango i melony (miałam początkowo opory ale zaczęliśmy odczuwać monotonię i chciałam zobaczyć czy jej posmakują – okazało się, że za nimi szaleje)
  • jajka – na początku próbowałam podać ugotowane na twardo w całości ale po prostu rozniosła je w drobny mak. Teraz robimy jej omlet i kroimy w paski albo piekę jej „muffinki” z samych jajek z przyprawami (raz bazylia, raz cynamon, raz papryka słodka)
  • gofry gryczane– solo lub posmarowane rozgniecionym jabłkiem albo awokado

Poza tym podawaliśmy jej też placki buraczane z bloga Ala’Antkowe BLW (bez mąki kukurydzianej), albo placki cukiniowe z halibutem (muszę powtórzyć i spisać przepis).

Kiedy zauważyłam, że mniej wypluwa, świadomie przełyka i rozdrabnia jedzenie w buzi zdecydowałam się jej dać mięso. Były to podłużne klopsy z mięsa królika z marchewką. Wsunęła sprawnie, potem poprawiła wątróbką z talerza babci (królik był ekologiczny). Potem przeczytałam, że nie powinno się jej podawać dzieciom ale nie wiem co o tym myśleć zwłaszcza zestawiając z podlinkowanymi wcześniej badaniami.

Tak bardzo kocha mango

To czego nie podawać znajdziecie w artykule na blogu Ala’Antkowe BLW.

Ja dodatkowo nie podaję Alce glutenu i nabiału ani substancji słodzących. Gluten zacznę wprowadzać później na zasadzie „szczepionki” a co do nabiału jeszcze nie wiem, na pewno będę sprawdzać jak reaguje.

Wyposażenie, które u mnie zdało egzamin

Być może powinni mi za to zapłacić ale uprzedzam od razu, że są to moje osobiste typy i nie współpracuję ze wspomnianymi markami. Polecam bo komuś może się przydać a poza tym dużo osób pyta mnie na instagramie i facebooku o to skąd mam to czy tamto.

Krzesełko Stokke Tripp-Trapp – wspominałam o nim już we wpisie o kuchni. Jest to spory wydatek ale przekonało mnie to, że na lata. No i można wymieniać zestawy dodatkowe. Jak na początku alka „siedziała” w siedzisku dla noworodków tak teraz podczas posiłków ma do dyspozycji nakładkę dla dzieci siedzących z poduszką i blat z rantem który zatrzymuje większość resztek. Wszystko łatwo wymyć, nawet poduszkę – wystarczy przetrzeć mokrą szmatką i wszystko schodzi – nawet buraki! Krzesełko ma dwie poprzeczne deski dzięki czemu małe dziecko ma oparcie dla stóp.

Mata podłogowa – zanim ją kupiłam musiałam praktycznie kilka razy dziennie myć podłogę. Nie muszę chyba dodawać jak to jest uciążliwe. Teraz mam dwie maty, z IKEAi firmy Prince Lionheart. Różnica jest taka, że ta druga jest mocniejsza i większa, dzięki czemu pozwala przechwycić więcej jedzenia.  Matę wystarczy potem zwinąć i wyrzucić resztki, albo przetrzeć szmatką a w razie potrzeby wyprać.

Śliniaki – na początku mieliśmy tylko śliniak z rękawami Close. Sprawdzał się super bo zatrzymywał większość zabrudzeń i łapał kawałki jedzenia w kieszonkę. Niestety czasami wzorki rozpraszały Alkę podczas jedzenia, no i nie ma rozmiarów na tak małe dzieci (są chyba od 12 miesięcy) ale da się to ogarnąć podwijając rękawy. Potem stwierdziłam, że nie nadążam z praniem tego jednego i kupiłam kilka sztuk w IKEA. Jestem zadowolona bo wszystkie się sprawdzają i nie muszę myć ich po każdym posiłku. Śliniaki można prać w 30 stopniach, ja często piorę je w rękach używając płynu do mycia laktatorów.
Swoją drogą ostatnio kupiłam jeszcze śliniak Lassig Little Chums i rozpruł się przy rzepie przy pierwszym ściąganiu. Zdecydowanie nie polecam.

W sumie czasami olewam śliniak i sadzam Alicję po prostu w ubranku. A niech ma trochę beztroski w dzieciństwie!

Talerz – to jest prawdziwy hit. Wszyscy mnie o niego pytają. Kiedy go kupiłam znajoma nauczona własnymi doświadczeniami ostrzegła mnie, że może wylądować na podłodze i że właściwie talerz jest bez sensu. No ale już go miałam więc postanowiłam zaryzykować. I trafiłam w dziesiątkę. Talerz jest z silikonu i ma płaską szeroką podstawę. Do tej pory ani razu nie udało się go Alce strącić a szczerze mówiąc kiedy się niecierpliwi potrafi machać ręką tam i z powrotem próbując zmieść wszystko z blatu. Inne talerze latały.
Faktycznie talerz nie jest koniecznością ale zauważyłam, że Alicji pomaga w chwytaniu kawałków. Opieram je po prostu o ścianki dzięki czemu nie leżą na płasko.
A no i zapomniałabym – talerz to Tiny Tapas firmy Koo-di.

Garnek z wkładem do gotowania na parze – ograniczam sprzęt AGD w domu więc zamiast parowaru kupiłam w IKEA wkład do garnka który już miałam. Jestem więcej niż zadowolona bo równie szybko przygotowuje się posiłki a jest znacznie mniej czyszczenia.

Uff to chyba wszystko, póki co. Miał być krótki post z moimi wnioskami a wyszedł konkretny artykuł! Mam nadzieję, że przebrnęliście od początku do końca i skorzystacie z moich rad. A może czytał to ktoś kto już ma jakieś doświadczenie z BLW? Koniecznie pochwalcie się w komentarzach.

Powyższy artykuł ma charakter edukacyjny i nie może być traktowany jako substytut fachowej wiedzy lekarskiej/specjalistycznej. Autorzy cookitlean.pl nie biorą odpowiedzialności za sposób wykorzystania zawartych w nim informacji przez czytelników.

Podziel się z innymi, udostępnij ten wpis!