Na ogół nie korzystam z odżywek białkowych, staram się jak najwięcej białka czerpać z mięsa. W momentach kryzysowych miksuję białko konopne z owocami. Białka serwatkowe mi zdecydowanie nie służą a ogólnie te z długą listą składników – nie smakują. Mam jednak zapasy białka wołowego, które najczęściej wykorzystuję do… wypieków :)
Tak było i tym razem kiedy wybierałam się na szkolenie z techniki przysiadu organizowane przez chłopaków z Barbell Brothers. Kilka dni przed szkoleniem Kamil spytał czy mogłabym przygotować coś dobrego dla uczestników. Ja nie zrobię? Stwierdziłam, że nie ma sprawy, ale mięso raczej nie będzie dobrym pomysłem jeśli poczęstunek ma pokonać trasę z Krakowa do Warszawy. O dziwo nie chodziło mu o stejki!
No więc dzień wcześniej, wieczorem, zabrałam się do pracy i przygotowałam babeczki nr 1. A potem doszłam do wniosku, że może nie wystarczyć więc zrobiłam jeszcze orzechy w miodzie (z przepisu na tort czekoladowy)… a potem stwierdziłam, że to też może być za mało więc zrobiłam kolejne babeczki. I tak wyszły te właśnie, którymi dzisiaj chcę się z Wami podzielić.
Początkowo chciałam zatytułować ten przepis „muffiny białkowe” ale z kalkulacji wyszło mi tyle węglowodanów, że było by to niezgodne z prawdą. Makra pojedynczej babeczki (licząc, że ze składników wyjdzie nam 14 sztuk) wyglądają tak:
- Białko: 10 g
- Tłuszcz: 3,5 g
- Węglowodany: 22 g
Wyszło na to, że to świetny snack potreningowy. A jak już jesteśmy przy treningu i przysiadach to zapraszam do chłopaków. Zero lania wody, same konkrety. Spędziłam 3 godziny słuchając teorii przysiadu i 5 godzin na warsztatach podczas których Kamil i Paweł korygowali technikę każdego uczestnika. Ja już walczę z techniką moich przysiadów i nie mogę się doczekać szkoleń z pozostałych bojów!