Jakiś czas temu przyszedł czas i na mnie. Dostałam prezent. Prezent nie byle jaki! K. wymęczony moimi ciągłymi westchnieniami i zachęcony obietnicą bardziej regularnych, zdrowych posiłków sprezentował mi wolnowar!
Jak myślicie? Co w pierwszej kolejności trafiło do tego elektrycznego gara? No jasne! Kurczak! Od dawna marzyłam o takim prawdziwym, soczystym szarpanym kurczaku duszącym się przez pół nocy.
Część kurczaka pochłonęliśmy w niedzielę, głodni nowych doznań i smaków. Część została nam na obiad do pracy. A wiecie, skojarzenie jest proste – poniedziałek, trening, obiad – batat to pozycja obowiązkowa! Tym razem postanowiłam jednak potraktować go inaczej niż zwykle (puree albo talarki) i zrobiłam coś, co można porwać oburącz i gryźć, gryźć, gryźć… łódeczki z batata! Mówię Wam, niebo w gębie. Koniecznie do spróbowania. A jeśli wydaje Wam się, że skórki batata nie da się zjeść to spieszę Was uspokoić. Da się, po potraktowaniu piekarnikiem mięknie i jest bardzo smaczna.