Jak przetrwać imprezę na diecie (na detoksie cukrowym)

Dziś sobota. Być może niedługo wybierzecie się na miasto albo na jutro macie zaplanowany obiad u mamy/teściowej/babci. W takim wypadku pewnie zastanawiacie się jak nie przerwać detoksu i nie narazić się bliskim osobom? Na to pytanie postara się dzisiaj odpowiedzieć Kasia Czaban

Mimo trwającego detoksu (tudzież innej diety) życie płynie dalej, przecież nie wyłączymy się ze społeczeństwa na te trzy tygodnie. Wychodząc do ludzi musimy się pogodzić z ciekawością innych, ułożyć sobie w głowie że ich pytania nie wynikają ze złej woli tylko z troski. Chociaż jest we mnie mały buntownik, który najchętniej krzyczałby na cały świat (takie tam teksty o odczepianiu się) to jednak ta druga zdroworozsądkowa część przejmuje kontrolę. To troska. Najwięcej takich pytań spotka nas podczas imprez rodzinnych, tych bardziej i mniej zaplanowanych. Jest kilka strategii jak sobie radzić w sytuacji zaproszenia na obiad, wesele lub imprezę towarzyską.

Strategia: przezorny zawsze ubezpieczony

Najlepszym, ale nie dla wszystkich komfortowym wyjściem z sytuacji jest zabranie ze sobą własnych posiłków. Szczególnie na początku drogi zmian żywieniowych może to być problematyczne. No nie ma się co oszukiwać dopiero co sami się oswajamy ze zmianami, tłumaczenie się dlaczego są takie a nie inne to nie jest coś o czym każdy marzy przy stole. Jednakże jest to najlepsza ze strategii z kilku powodów.

Główny powód to po prostu pewność co do składu tego co jemy. Sami sobie ugotowaliśmy, sami spakowaliśmy i teraz sami jemy. Wprawdzie co innego niż wszyscy, ale za to to na co na prawdę mamy ochotę. Kiedyś jedna z gospodyń ( Anka Hostyńska ) zdradziła, że ze względu na celiakię na imprezach prosi nawet o podgrzanie swojej potrawy i podanie na zastawie, wcześniej robiąc dokładną kontrolę w kuchni. To też jest metoda – dostajemy posiłek w czasie kiedy inni, nie jemy z pudełka i bez strachu, że robimy komuś przykrość lub zwracamy na siebie niepotrzebnie uwagę.

Strategia kontrolna

Drugą strategią jest wypytywanie. Sposobów jest kilka: możemy wypytać wcześniej lub w trakcie. Dlaczego po fakcie nie jest dobrym pomysłem? To dość logiczne. To daje nam szansę przygotowania się do sytuacji. Przeważnie jest też tak, że nie jest problemem zamówić coś “osobnego”. Możemy się zdziwić jak wiele zrozumienia jest w bliskich nam osobach. Po pewnym czasie spotkamy się z sytuacją zgoła odwrotną: My będziemy wypytywani o to co możemy jeść! Ponieważ z czasem kiedy wszyscy przyzwyczają się, że to nie fanaberia a realna potrzeba z troski będą dbać o nas.  Poza tym, zawsze możemy przynieść na imprezę (domową) coś swojego w ramach poczęstunku, może zarazimy innych swoim zdrowym podejściem, przekonamy że Detoks (lub jakakolwiek inna dieta) to nie tylko wyrzeczenia ale również kreatywność kulinarna.

Pytać możemy o wiele rzeczy, ale ważne są: użyte przyprawy, składy sosów i konkretne produkty: mąka lub bułka (czy była dodawana do czegokolwiek), vegeta i cukier. To są rzeczy, które ludzie sypią z przyzwyczajenia, nawet nie myśląc o tym że mogą to być dla kogoś produkty kłopotliwe lub wywołujące dolegliwości.

Powiedzmy jednak, że trafiliśmy do restauracji. Wtedy wypytujemy obsługę. Oczywiście kwestia zaufania jest tutaj indywidualna. Ja jestem beznadziejnym przypadkiem wiary w ludzi i zawsze wierzę wszystkim na słowo mając nadzieję, że przecież ostatnią rzeczą w restauracji jest zaszkodzić klientowi. Niestety już kilkukrotnie się na tym sparzyłam.

Jedzenie na mieście to w ogóle temat bardzo problematyczny. Znowu powracamy do tematu: krępuję się. Zdradzę Wam, że w dobrej restauracji kelner ma obowiązek znać każdy składnik menu i pytanie: czy jest w tym kukurydza? soja? gluten? nie powinno dla niego stanowić żadnego problemu. Jak jest realnie – każdy z nas niestety się przekonał. Wracając do meritum: polegajmy na swoich znajomych lub relacjach innych. Istnieją fora, grupy, wydarzenia które zrzeszają ludzi z podobnymi wymaganiami. Oni mogą znać jakieś fajne restaurację, co do których możecie mieć pewność. Metoda prób i błędów też wchodzi oczywiście w rachubę, ale czy na pewno gra jest warta świeczki?

Strategia przetrwania 

Napad na Szwedzki Stół (o ile taki jest). Zawsze są na nim jakieś warzywa, zawsze są jakieś wędliny lub mięsa. Często są to produkty lokalne (może nawet trafimy na “dżem ze świni” :) ). Możemy zaryzykować i liczyć że trafiliśmy właśnie na takie produkty lub popytać obsługę, gospodarza o to co znajduje się na stole. Może nie najemy się do rozpuku ale przetrwamy kilka godzin imprezy.

Strategia izolacji

Można niestety powiedzieć, że jest najskuteczniejsza ale i najmniej korzystna. Problem zaczyna się w momencie kiedy połączymy nasz stan fizyczny ze stanem psychicznym. To relacje międzyludzkie kształtują nasz aktualny światopogląd, humor i ogólnie patrzenie na świat. Internet i wirtualni znajomi nie zastąpią nam kontaktu z żywym człowiekiem, chwil kiedy możemy się pośmiać w gronie rodzinnym oraz takich zwykłych sympatycznych spotkań po których zostają anegdoty na lata. To też nie jest gra warta świeczki. Ja u siebie widzę na prawdę dużą korelację między stanem jelit a nastrojem, stres zabija to co udaje mi się wypracować dzięki diecie. A zerwane więzi to zdecydowanie duży stresor.

 

Oczywiście podane przeze mnie strategie nie są rozwiązaniem wszystkich problemów. To tylko kilka moich pomysłów, które można udoskonalać o własne doświadczenia. Pamiętajmy proszę, że utrzymywanie kontaktów z innymi to bardzo ważna rzecz dla naszego zdrowia psychicznego. Bez spojrzenia w oczy drugiemu człowiekowi odbieramy sobie szansę poznania go na prawdę, a może się zdarzyć tak, że właśnie tracimy potencjalnego przyjaciela, bratnią duszę koncentrując się za bardzo na tym swoich ograniczeniach, budując z nich barierę. 

 

Notatka od Kasi – Cook it Lean

Do strategii Kasi wylistowanych powyżej, które znam i czasem stosuję dodałabym jeszcze jeden punkt. Najczęściej stosowaną przeze mnie strategią jest…

Strategia gospodarza

Po prostu, kiedy czuję, że impreza rodzinna lub impreza z przyjaciółmi u nich lub na mieście może być zbyt dużym wyzwaniem po prostu zapraszam wszystkich do siebie. Jasne, wymaga to trochę pracy ale dzięki temu nie tylko mam pewność, że jem coś co mi nie zaszkodzi (lub nie złamie przyjętych przeze mnie czasowo zasad) i mam niesamowitą okazję do tego aby przekonać swoich bliskich, że nie tylko nie jestem biednym człowiekiem na diecie ale też mogę z powodzeniem zadowolić ich kubki smakowe!

Powyższy artykuł ma charakter edukacyjny i nie może być traktowany jako substytut fachowej wiedzy lekarskiej/specjalistycznej. Autorzy cookitlean.pl nie biorą odpowiedzialności za sposób wykorzystania zawartych w nim informacji przez czytelników.

Podziel się z innymi, udostępnij ten wpis!